No naprawdę takie coś mnie spotkało z tydzień temu albo i więcej, że aż od razu nie mogłam napisać, bo musiałam ochłonąć. Znowu była to lektura, znowu w lengłydżu. Tfu, tfu, odwołuję wszystkie niezbyt pochlebne wypowiedzi na temat pisarstwa niejakiej Evanovich – historyjki o Stephanie Plum to wyżyny literackie, arcydzieła, perełki i w ogóle. A to było tak.
Skończyły mi się Evanoviche i trzeba było wymienić lekturę – trafiło na „Angel” autorstwa brytyjskiej modelki o pseudo Jordan (w Top Gear była jak by kto się pytał). Jordan wydała z siebie powieść o fascynującej fabule, którą zainspirowało życie. Chodzi o to, że jest Angel, która kończy 17 czy tam 18 lat oraz szkołę i wkracza w wielki świat. Angel jest adoptowana, ale dowiaduje się o tym dopiero w wieku 16 lat; Angel też jest taką ‚luzarą’, z której poprzez założenie krótkiej kiecki, koszulki odkrywającej pępek oraz butów na szpilce wyłania się piękność. Też można. Angel kocha się w piłkarzu, co nie przeszkadza jej w wakacje po końcu szkoły mieć ognistego romansu z Hiszpanem w scenerii typu Baywatch. Również w tej scenerii odbywa się zwieńczony sukcesem werbunek Angel na fotomodelkę, czyli generalnie zaczyna zarabiać pokazywaniem cycków. Od tego momentu zaczyna się pudelek i kozaczek razem i na przemian. Angel prowadza się z chłopczykiem z boysbandu, który jest złym chłopczykiem, gdyż wyciąga od niej pieniądze oraz namawia ją do kokainy. Jednym z większych zwrotów akcji powieści jest powiększenie cycków, jest też arcyciekawy wątek o biologicznej matce Angel, która jest heroinistką. Tak żeby wytłumaczyć Angel dlaczego uzależniła się od kokainy. Aleeee… Nie należy zapominać o piłkarzu, w którym nasza bohaterka kocha się cały czas nieszczęśliwie, ale ten piłkarz, który już awansował na piłkarza Chelsea, jakiś ślepy, głuchy albo w ogóle z nim gorzej. Ale za to zachowa się jak wybawca – zamknie Angel na odwyku, a wcześniej z pomocą przystojnego Hiszpana, tego od Baywatch, który był się spotkał przypadkiem w Hiszpanii wyrwie ją ze szponów rozszalałych paparazzi.
W każdym razie morał jest taki, że pokazywanie cycków samo w sobie nie jest złe i nawet po wielu perypetiach taką pokazywaczkę cycków może spotkać największe szczęście na świecie — piłkarz się oświadczy.
Porywająca fabuła oraz nieprzeciętna forma tego dzieła nie pozwalają mi zrobić nic innego, niż je polecić. Ciekawe, czy ukaże się polskie wydanie i jeśli się ukaże, to czy będzie miało równie piękną różową okładkę co oryginał…