Wciągadłem

Dawno temu, mniej więcej w zeszłą środę, wyszłam z pracy i stwierdziłam z przerażeniem, że nie wzięłam ze sobą nic do czytania. Bezczynnie dwadzieścia minut w metrze to prawdziwa mordęga, dlatego też po drodze z pracy do metra postanowiłam nabyć jakąś rozrywkę drukowaną. Parter Empiku, czyli gazety i czasopisma, w ogóle mnie nie zachęcił, dzień marudy pewnie miałam i dlatego popędziłam schodem ruchomym na piętro pierwsze. Straciłam pół godziny, bo dzień był marudny, co już wiadomo, ale w końcu udało mi się zdecydować na Parsonsa „Mężczyzna i dziecko”. I choć książka, podobnie jak poprzednia, o której pisałam, nie jest arcydziełem literackim, to raczej wyczytam tego Parsonsa do końca, w sensie wszystko co po polsku wydane, bo czyta się rewelacyjnie, bez zażenowania i klimatyczne jest bardzo.

Jakoś nie wiem czemu dobrze reaguję na potencjalny przesyt i mogę bez końca grać w kulki, rozwiązywać jolki z wyborczej, sudoku i magiczne obrazki. Nie nudzi mi się, tylko się przywiązuję. Podobnie przywiązałam się do angielskich i amerykańskich czytadeł, które powielają w zasadzie ciągle te same schematy.

Pod psem

Absurd życia w byłych państwach tzw. demokracji ludowej to wdzięczny temat do opisywania i literatura czeska wydaje się być pełna tej tematyki. Albo tylko mi się tak wydaje, bo powieści Kundery robią na mnie wielkie wrażenie i dzięki nim wiem, że czeski intelektualista między 1968 a 1990 rokiem na pewno robił jako palacz, portier albo bileter w kinie. Tak też jest w „Cudownych latach pod psem” Michala Viewegh, bardzo udanej, wydaje się, że autobiograficznej, powieści o pisaniu autobiograficznej powieści i o Kvidzie, rocznik 1962. I tylko, po wcześniejszej lekturze „Powieści dla kobiet”, obawiam się, że to jedyna taka dobra, lekka i pełna humoru produkcja…